Monika Kmita o pracy z aparatem oraz planach i marzeniach podróżniczych
Zapisz się na badanie

Monika Kmita – o fotografii i okularach Sirene

Pamiętasz swój pierwszy aparat fotograficzny? Co nim najchętniej fotografowałaś? 

Stety-niestety nie mam w zanadrzu historii o pierwszym aparacie otrzymanym od dziadka/ojca gdy miałam 5lat. Historie moich “pierwszych” aparatów to właściwie także historie przyjaciółek i chłopaków od których wspomniane przed chwilą aparaty pożyczałam lub dostawałam. Późna podstawówka, Magda i cała seria różnych dziwnych lomo. Motywy – chyba główne rośliny. Liceum znów Magda, ale druga Magda i zenit. Łażenie po krzakach, jakieś przebieranki i sesje w opuszczonych budynkach. Na studiach był Tymek i znowu lomo. Tymek mnie „ciągnął” na te wszystkie wystawy DIY. I zamiast robić doktorat z filozofii poszłam na fotografię. Studia to tez pierwsza własna cyfra zakupiona w Stanach przy okazji podróży. W ogóle tak na dobre to się wkręciłam w fotografię właśnie, gdy mieszkałam w Stanach i bardzo dużo podróżowałam. Cała ta podjarka mormońskim Utah, tęczowym San Francisco, zjazdy motocyklowe w Nevadzie. Razem ze skradzionym laptopem straciłam większość tych zdjęć. Może i dobrze. Potem dostałam swoją pierwszą Yashicę od Piotrka. I ten aparat totalnie pokochałam i doszczętnie zajechałam. Zrobiłam nim setki rolek. Yashica była od ludzi, imprez, nocnych wypraw. Flesz i włóczęgi miejskie. Jak zapomniałam aparatu to grzecznie wracałam do domu w jakiś przyzwoitych godzinach. W tzw międzyczasie były jeszcze średnie formaty i wystudiowane portrety. Oraz dużo dużo zdjeć natury ale i minimalistyczne kadry pustego miasta. No dobrze, bo trochę się rozgadałam..

Kreacja czy fotografia reportażowa: które podejście jest Ci bliższe i dlaczego?

Po pierwsze wydaje mi się, że ten sztywny podział już nie obowiązuje.

Ale przyjmijmy, że od momentu w którym zaczęłam bardziej świadomie fotografować powiedziałabym, że zdecydowanie kreacja. Lubię czyste, „schludne” kadry. Zazwyczaj nie lubię bałaganu w kadrze, przypadkowi zostawiam ewentualnie ułożenie materiału, ale kadry lubię „porządne”. Przed sesjami zazwyczaj robię rysunki, planuje cały układ kadru, jego zwartość. Choć zdarza mi się np. robić spontaniczne portrety, pod wpływem chwili, bo światło jest piękne, czy wypatrzę jakieś interesujące miejsce.. Wolę jednak porządnie się przygotować, mieć konkretny pomysł, który realizuję, zrobić dobrą dokumentację przed zdjęciami, znaleźć konkretne kadry.

W filmie – długo zdecydowanie mówiłam – fabuła, ale od jakiegoś czasu coraz bardziej skłaniam się ku dokumentowi. Dodać należy jednak że współczesny dokument jest bardzo kreacyjny. I to mi bardzo odpowiada. Bo lubię spotkania z człowiekiem, lubię poznawać nowe światy. Wchodzić w nowe nieznane sytuacje, środowiska. To mnie ciekawi, inspiruje, nakręca. Ale bardzo lubię także wymyślać historie, sytuacje, rozpracowywać jaka osoba pasuje do danej, wykreowanej czynności itd.

Sesję dla Sirene tworzyłaś na Islandii: jakie są najpiękniejsze miejsca, w których realizowałaś sesję? A może marzysz o szczególnych lokalizacjach?

Zacznę od tego, że znajomi się śmieją ze mnie, że nawet jak jeżdżę po mieście, a także na każdej nawet najmniejszej wycieczce za miasto, mam nieustannie włączony radar na wyhaczanie lokacji. I głośno krzyczę „pierwsza! moja!”, bo sporo moich znajomych także tworzy ruchome obrazki.

Islandia to na pewno był kosmos. Inna planeta, albo kilka planet w ramach jednej wyspy. Ale też duża lekcja od natury, kto tu rządzi.

Ja lubię różne klimaty. Bardzo dobrze wspominam 3 tygodniową wyprawę na bardzo modną teraz Ukrainę. Ja byłam tam przed Pomarańczową Rewolucją i marzy mi się tam powrót z projektem filmowym. Super dużo ma też do zaoferowania Rumunia, zjeździłam ją ze znajomymi. Klimat miasteczek jest niepowtarzalny, do tego niesamowite góry, wybrzeże, delta Dunaju.

Fotograficznie marzy mi się Szkocja, ale też środkowe Stany, np. Teksas (tam nie byłam), ale też Alabama. Podróżniczo – Atakama, a przy okazji całe Chile, Peru i Boliwia. Nawet mam pomysł na pewien projekt filmowy. No i Alaska. I Iran. I Moskwa.. mogłabym tak wymieniać. W ogóle chciałabym znów więcej podróżować. Podróże dają mi niesamowitą radość i dużo spokoju, nawet gdy nie wiem gdzie wyląduje następnego dnia.

Twoje zdjęcia to przede wszystkim niesamowity klimat: czy są motywy fotograficzne, które są Ci najbliższe?

To się zmieniało. Ja bym powiedziała, że jestem od przestrzeni. Okiełznywania kadrem przestrzeni. Lubię jak jest szeroko, czysto i minimalistycznie. Długo używałam człowieka jako puzzla w tej układance przestrzeni. Dlatego właściwie celowo zaczęłam robić zdjęcia w studio, żeby się do tego człowieka zbliżyć. I okazało się, że to też bardzo lubię. Może nawet bardziej lubię spotkanie z ciekawymi ludźmi, albo właśnie to, że w pracy i przy okazji pracy mogłam poznawać tak wielu fascynujących, ciekawych ludzi. Czasem oczywiście złościłam się w duszy, że ten aktor czy tamta piosenkarka to nie model i nie zrobi wszystkiego o co go poproszę (bo mu nie pasuje, bo nie potrafi, bo ma swój wizerunek), ale w gruncie rzeczy uwielbiałam te spotkania. Najczęściej też udawało mi się przekonać bohaterów sesji do moich pomysłów lub znaleźć wspólną wersję. Mówię w czasie przeszłym, gdyż teraz dużo rzadziej robię zdjęcia. Skupiłam się na reżyserii, która daje mi niewiarygodną satysfakcję i poczucie, że ciągle się rozwijam. Uwielbiam atmosferę planów filmowych i ludzi na nich pracujących.

Ale wracając do przestrzeni – to ona mnie niewiarygodnie inspiruje. Często pomysł zaczyna się od miejsca. Zakochuje się w takowym i robię wszystko, żeby coś tam zrobić. To może być budynek (jak dawny, wyburzony już budynek lingwistyki na Powiślu), czy natura (jak w przypadku sesji dla Sirene, czy Polonauts).

Tak samo mam w filmie. Bardzo dużo pomysłów, scenariuszy zaczyna się od miejsca.

Lubię też łączyć lokacje ze studiem. Minimalistyczne, studyjne zdjęcia modeli (często w b&w) z roślinami o kształtach i fakturach podobnych do fotografowanych ubrań.

Lubię też ciało, blizny, piegi, skazy na ciele, znamiona, diastemy, krzaczaste brwi, i siniaki, to czyste piękno dla mnie.

Wróćmy na chwilę do okularów: to dla Ciebie modny gadżet czy raczej po prostu praktyczne rozwiązanie w codziennej pracy? 

Ani jedno ani drugie, albo jedno i drugie. To dodatek do stylówy i praktyczna rzecz, gdy mocno świeci słońce. Lubię ładne rzeczy (choć bardzo ograniczam teraz wszelkie zakupy ubraniowe i nie tylko). Okulary Leda Havana mam ochotę nosić także po zmroku. To jest totalne +5 do stylówy.

Copyright © 2024 Sirène